Jerzy Grzybowski – Jak przebaczyć po zdradzie?
Każda sytuacja zdrady ma swoje
indywidualne uwarunkowania w cechach osobowości zarówno osoby
zdradzonej, jak i zdradzającej. Dlatego jedyną, uniwersalną receptą jest
dialog. Zranione relacje można odbudować i więź po zdradzie może być
silniejsza, a miłość dojrzalsza.
Zakochałem się w
kobiecie – wyznał ktoś z moich rozmówców. – Łączą nas zainteresowania,
praca zawodowa. Moją żonę szanuję i cenię, ale już nie ma między nami
tak żywych uczuć, jak dawniej. A przecież w miłości ważne jest jeszcze
serce… Ja nie odrzucam tych 25 lat, które razem spędziliśmy. To były
dobre, piękne lata, ale czyż to, co się otwiera teraz przede mną, nie
będzie równie wspaniałe i piękne? Czuję z moją nową partnerką wielką,
głęboką więź emocjonalną, współbrzmimy ze sobą. Tak, wielu znajomych
mówi mi, że przeżywam amok, typowe zauroczenie pięćdziesięciolatka. Ja
wiem, że nie jestem wyjątkiem, wiem, że wiele osób taki amok przeżywa,
ale ta więź jest naprawdę czymś wyjątkowym… Boję się, że jeżeli ją
odrzucę, to za kilka czy kilkanaście lat będę pluł sobie w brodę, że
przegapiłem taką szansę na przyjaźń, wielką miłość…”.
Takie
zauroczenia przeżywają nie tylko pięćdziesięciolatkowie. Coraz częściej
zdarza się, że po kilku latach małżeństwa, kiedy pojawia się uczucie
rozczarowania, kiedy mąż lub żona nie spełniają marzeń, oto nagle
odkrywa się „miłość swojego życia”. Okazuje się, że kolega lub koleżanka
w pracy wygląda atrakcyjniej, też przeżywa jakieś rozczarowanie i z nim
lub z nią można znaleźć pełniejsze porozumienie niż z własnym
współmałżonkiem. Czasem nie ma aż tak „głębokich” motywacji. Nie chodzi o
rozwód, ale o zaspokojenie potrzeb emocjonalnych, szczególnie
seksualnych, co prowadzi do swego rodzaju podwójnego życia. Wtedy
wszystko staje się nieważne: żona, dom, dzieci, opinia kręgu przyjaciół.
Nie zauważa się drwin w pracy. Mówią o nim czy o niej: jest w amoku.
Amok
Psychologia
określa amok jako stan niezwykle silnego pobudzenia emocjonalnego ze
znacznym zawężeniem pola świadomości. Jedną z jego przyczyn jest
żywienie, podsycanie i nakręcanie uczuć – zarówno bardzo przyjemnych –
zakochania, fascynacji czy pożądania, jak i przykrych: zawiści,
zazdrości, złości i nienawiści. W efekcie traci się kontrolę nad nimi i
zaczynają one kierować zachowaniem człowieka
Amok wynika często z
długotrwałego tłumienia trudnych emocji, niezaspokojenia ambicji.
Tłumione uczucia pokrywa się początkowo maską pozornego „zachowania
twarzy”, opanowania, aż wreszcie dochodzi do wybuchu złości, furii,
która może prowadzić nawet do zabójstwa lub samobójstwa. Zabójstwa
konkurentów w miłosnych zalotach, samobójstwa z rozpaczy po „złamaniu
serca” przez kochanka, to nic innego jak przejawy działań w amoku. (…)
Amok
uważany jest za zaburzenie psychiczne. Dotyka niekiedy osób, które –
zdawać by się mogło – prowadziły dotąd ustabilizowane życie. Zdarza się
nawet w przykładnych małżeństwach. Pamiętam jedną z pań, która napisała,
że wiele by dała, żeby móc „wyciąć z mózgu” swojego kochanka, ale nie
potrafi. Inny mój rozmówca twierdził, że ożenił się dlatego, że się
chciał ożenić, ale jego partnerka zupełnie mu nie odpowiadała. Miała
jedną zaletę: chciała go za męża. Teraz on czuje się sfrustrowany i
przygnębiony, ma poczucie zmarnowanych lat. Spotkana ostatnio dziewczyna
dodała jego życiu nowych barw, dynamiki, energii, po prostu uczyniła
jego życie bardziej atrakcyjnym. Amok w sferze erotycznej wiąże się z
zaspokajaną potrzebą dokonania, sukcesu, czyli po prostu zdobycia
partnera lub partnerki. Człowiek, który przeżywa ów stan, jest tak
pobudzony, że traktuje każdego, kto mu się sprzeciwia, jak wroga. Jest
absolutnie przekonany o słuszności swojego postępowania, choć nie mieści
się ono nie tylko w nauce Kościoła, ale często w etyce humanistycznej w
ogóle. Po owym „zdobyciu” emocje często opadają i stąd powtarzające się
dramaty porzucenia.
Błędne ścieżki
Justyna
jest osobą wierzącą, chociaż po związaniu się z Michałem przestała
przystępować do sakramentów. Ma dwójkę dzieci z Leszkiem, sakramentalnym
małżonkiem. Kazała mu się wyprowadzić z domu dwa lata temu i zaczęła
szukać możliwości stwierdzenia nieważności swojego małżeństwa. Chce
rozwiązać sprawę „po katolicku”, bo – jak pisze – „przecież musi się
znaleźć wyjście z tej sytuacji”. W domyśle oznacza to: „musi znaleźć się
wyjście takie, jakiego ja chcę”.
Justyna jest energiczna i
przedsiębiorcza. Szuka kruczków prawnych, luk w prawie kanonicznym. A
sprawa jest jasna: ma za sobą 10 lat małżeństwa, dwoje dzieci. Dopiero
trzy lata temu coś zaczęło się psuć między nią a mężem. Spotkała
Michała, który wypełniał potrzebę bycia kochaną, czego nie dawał jej
kontakt z mężem. Pracuje z Michałem. Codziennie otrzymuje jego uśmiech,
wieczorami coś więcej. Chciałaby wyjść za niego za mąż. Z Leszkiem
spotyka się na tyle, na ile jest to konieczne przy jego widywaniu się z
dziećmi. Formalnie nie mieszka z Michałem. Jednak zauważyła, że on
zwleka ze swoim rozwodem. Ona zaś nie wystąpiła jeszcze o rozwód tylko
dlatego, że czeka, aż Michał zrobi to pierwszy. A on daje jej wymijające
odpowiedzi. Mówi jej, że jeszcze musi poczekać, że jeszcze nie teraz. Z
jej rozmów z kapłanem prawnikiem wynika zaś jednoznacznie, że długi
staż małżeński, wiele lat wspólnego życia z Leszkiem, w czasie których
ich życie układało się poprawnie, nie daje szans na znalezienie powodów
stwierdzenia nieważności sakramentalnego małżeństwa. Justyna poczuła, że
jest w matni.
Terapia stopniowa lub wstrząsowa
Do
wyjścia z amoku potrzebny jest często bodziec emocjonalny, wstrząs
wewnętrzny równie silny jak ten, który spowodował wpadnięcie w ten stan.
Może on spowodować opadnięcie gwałtownych emocji i zmianę utrwalonych
zachowań. Znane mi są takie wstrząsy w wyniku znalezienia się w sytuacji
„o włos od śmierci” w wypadku samochodowym, czy w wyniku długotrwałej
choroby. Niekiedy zaś opadanie emocji przychodzi powoli. Opamiętanie się
jednego z partnerów miłosnego szału może dokonać się wtedy, gdy jedna
ze stron nie jest jeszcze wystarczająco głęboko zaangażowana i zaczyna
zauważać realne niebezpieczeństwo przedłużania tego transu. Wtedy także
druga strona zostaje „przywrócona do pionu”. Dobrze, jeżeli nie spaliło
się za sobą mostów i powrót do domu jest możliwy.
Pewna zdradzona
żona opowiedziała mi, że napisała SMS do kochanki swojego męża: „Odczep
się od mojego męża, nie rozbijaj rodziny”. Po dwóch dniach przyszła
odpowiedź: „Między nami skończone. On jest już tylko twój”. Nie
dowierzała. Pytała mnie: „Mąż, jak mu o tym powiedziałam, udawał
zaskoczonego, mówił, że to jakieś nieporozumienie, pomyłka… Czy mam
wierzyć tej dziewczynie? Czy mogę wierzyć mężowi?”. Okazało się, że
tamta kobieta w ogóle nie wiedziała, że jej kochanek ma żonę, dzieci…
Prowadzący
do zdrady amok jest chorobą cywilizacyjną. Rozbudzeniu go sprzyjają
rozerotyzowane mass media, wyjazdy integracyjne organizowane przez
zakłady pracy, konferencje, zagraniczne wyjazdy zarobkowe jednego z
małżonków. Uchronienie się przed popadnięciem w amok wymaga dużej
dojrzałości emocjonalnej i osobowościowej w ogóle. Pomaga w tym z jednej
strony znajomość podstaw psychologii uczuć, z drugiej zaś oparcie
całego swojego życia na Panu Bogu, który umacnia w nas świat wartości.
Ważne jest niedopuszczenie do sytuacji, w której amok stanie się
przysłowiową równią pochyłą do zaburzeń ograniczających działania
rozumne. – Ach, te hormony… – westchnął jeden z moich rozmówców. Tak,
hormony są, działają, ale najważniejszym organem seksualnym człowieka
jest mózg.
Mówić, czy nie mówić?
Niektórzy
odkrywają zdradę współmałżonka, zaglądając do telefonów komórkowych,
szuflad w biurkach i na półki z bielizną. Jednakże wiele osób czuje
wyrzuty sumienia i mówi samemu.
To było w czasie mojego rocznego
pobytu za granicą – napisał do nas jeden z uczestników Spotkań
Małżeńskich. – Wyjechałem zarobić. W drugiej części mojego pobytu
zauważyłem, że nasze rozmowy telefoniczne były jakieś „dziwne”, ale
jakże bardzo cieszyłem się na powrót, na pierwsze spotkanie z żoną.
Tymczasem w tę pierwszą noc żona mi opowiedziała o tamtym, że był czuły,
delikatny, że się nią bardziej interesował niż ja. Jednak dodała, że
nie chce ode mnie odejść. Po jakimś czasie zgodziła się, żebyśmy
pojechali na Spotkania Małżeńskie. Rozmawialiśmy tam trochę o tym, ale
przede wszystkim o innych sprawach, które odświeżyły nasz związek.
Przebaczyłem żonie. Wracaliśmy przytuleni do siebie. Żona mówi, że to
się więcej nie powtórzy. Zaufania jeszcze nie odzyskałem. Wciąż mam ich
razem przed oczami. Ale mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie mniej
boleć (…)
Prawda między małżonkami jest rękojmią miłości.
Płaszczyzny życia, na których spotykamy się w małżeństwie, tworzą swego
rodzaju system powiązany ze sobą zaufaniem. Jeżeli jedno ogniwo zostanie
usunięte, to przestaje funkcjonować cały system. Tak jest w przypadku
zatajenia zdrady. Przemilczenie i założona maska rzutuje na wszystkie
inne dziedziny życia, zakłóca relacje małżeńskie nawet wtedy, gdy sprawa
zdrady jest już zamknięta. Wyrzuty sumienia obciążają niekiedy tak
dalece, że odczuwa się potrzebę zrzucenia tego ciężaru z siebie.
Jednakże nieobojętny dla relacji w małżeństwie jest sposób, w jaki ten
ciężar będzie zdejmowany. Nie mówi się o nim po to, żeby tylko sobie
ulżyć, czyli wylać na współmałżonka kubeł pomyj, ale dlatego że się
współmałżonka – skrzywdzonego i poniżonego zdradą – kocha, czuje się
autentycznie winnym i pragnie uzdrowienia oraz odbudowania całego
systemu.
Zrozumiały jest lęk przed powiedzeniem takiej prawdy,
jednakże może on zniszczyć małżeństwo do końca. Często po zdradzie widzi
się związek w sposób nowy i osobie zdradzającej zależy na nim bardziej
niż wcześniej. Dlatego potrzebne jest rozpoznanie właściwej chwili
podzielenia się tym trudnym zdarzeniem, aby mogło być przyjęte przez
współmałżonka. Potrzebna jest odwaga do wypowiedzenia tej trudnej
prawdy. Ta odwaga jest także znakiem miłości.
W obu opisanych
powyżej wydarzeniach nietrudno zauważyć, że pojednanie małżonków
dokonało się na płaszczyźnie emocjonalnej. To bardzo ważne, ale to nie
wszystko. Właśnie wtedy nieunikniona jest rozmowa o wszystkich
płaszczyznach życia: chociażby o tych, coraz powszechniejszych,
wyjazdach jednego z małżonków za granicę, a także o swojej potrzebie
bycia kochanym czy kochaną, o relacjach seksualnych, potrzebie uznania,
autonomii i przynależności. Niespełnienie ich w małżeństwie stało się
przyczyną szukania zaspokojenia ich poza nim. Tylko wtedy kryzys
małżeński będzie twórczy, kiedy związany będzie z programem naprawy.
Rozmowa o zdradzie może być poprzedzona zmianami we własnym
funkcjonowaniu w związku, które poprawią relacje między mężem i żoną na
tyle, że przyjęcie przez drugą osobę informacji o zdradzie będzie
łatwiejsze.
W drodze do przebaczenia
Zdrady
nie zawsze kończą się rozpadem małżeństwa. Po jednorazowym „wyskoku” lub
dłuższym romansie pojawia się kwestia przebaczenia. Ważne jest nazwanie
przez oboje małżonków uczuć przez nich przeżywanych: poniżenia,
oszukania, odtrącenia, odrzucenia, gniewu, buntu, odrazy, wstydu,
upokorzenia, lęku przed ponownym zaufaniem małżonkowi, który zdradził.
Chodzi o to, by tych uczuć nie podsycać, ale rozumnie, z ogromną
cierpliwością odbudowywać jedność. Dlatego tak ważne jest, żeby osoba
zdradzona miała świadomość tego, że jest tej zdradzie współwinna. To
właśnie ona powinna przyjrzeć się takim swoim uczuciom, jak wyniosłość,
lęk, pogarda czy wręcz nienawiść, które pielęgnowane w sobie jako
„słuszne” mogą skutecznie zablokować przebaczenie.
Nie oznacza to
oczywiście przyjmowania od razu, z otwartymi rękami powracającego
współmałżonka, który może nawet jeszcze chełpi się swoimi podbojami i
może chciałby zbyt szybko przejść do porządku dziennego nad tym, co się
stało. W czasie małżeńskiego kryzysu jedni przeżywają bardzo silne
uczucia, reagują szybko i gwałtownie, ale równie szybko pragną dojść do
zgody i zacząć budować nowy rozdział w życiu, choć zdarza się, że
natychmiast też o tym zapominają i mają skłonność do recydywy. Inni
długo trzymają w sobie przeżywane uczucia, trudniej im zapomnieć,
wracają do spraw, zdawać mogłoby się, zamkniętych. Boją się, że zdrada
może się powtórzyć. Każdy chce dostosować sposób przeżywania
współmałżonka do swojego. Tymczasem trzeba przyjąć do wiadomości, że
każde z małżonków może przeżywać daną sytuację inaczej. Trzeba być
przygotowanym, że zabliźnianie rany może potrwać długo, zwłaszcza jeżeli
współmałżonek ma skłonność do pielęgnowania urazów. Swoją własną
postawą trzeba mu pokazać, że sprawa jest rzeczywiście zamknięta.
Konieczna jest wówczas cierpliwość i pokora.
Potrzeba dojrzałości emocjonalnej
Nie
jest niczym nadzwyczajnym, że po kilku latach małżeństwa przychodzi
kryzys. Pojawiają się uczucia rozczarowania, zawodu i buntu, że wszystko
jest inaczej, niż się marzyło, śniło i oczekiwało. Sposób naszego
reagowania w takich sytuacjach wynika z właściwości
pobudzająco-hamujących układu nerwowego. Takie uczucia trzeba w sobie
rozpoznać, nazwać, ale mieć do nich dystans. Nie budować na nich postaw,
ale także nie tłumić tych uczuć. Przyglądać się o jakich niespełnionych
potrzebach mówią, starać się troszczyć o zaspokojenie nie tylko
własnych potrzeb psychicznych, ale przede wszystkim współmałżonka.
Budowanie
postaw wyłącznie na uczuciach, zarówno tych przyjemnych – fascynacji,
zakochania, jak i przykrych – rozczarowania, frustracji i zawodu, jest
przejawem niedojrzałości emocjonalnej i osobowościowej. Potrzebne jest
kształtowanie odporności emocjonalnej na te spośród przemian
cywilizacyjnych, które pobudzają sferę zmysłową i sprzyjają budowaniu
postaw na emocjach. To pobudzenie samo w sobie nie musi być czymś złym,
jednakże rozum i wola ukazują wartości, które może ono stymulować bądź
zniszczyć. Przemiany cywilizacyjne spowodowały docenienie i rozwijanie
piękna miłości erotycznej w małżeństwie, piękna służącego budowaniu
więzi małżeńskiej i rodzinnej, z drugiej strony jednak sprzyjają one
niszczeniu tej więzi i dramatom dzieci. Potrzebna jest nieustanna
czujność, samokontrola reakcji emocjonalnych. Potrzebna jest świadomość,
że każdy z nas ma swoje naturalne cechy osobowości, w których kryją się
zarówno szanse, jak i zagrożenia. (…)
Dlaczego tak trudno przebaczyć?
Trudności
z przebaczeniem nie biorą się z samego tylko ciężaru winy małżonka,
który zdradził. Wynikają też z problemów z własną osobowością. Są
najczęściej budowaniem ocen i postaw na utrwalonych emocjach. Magda –
ile razy ją spotykam – wraca w pełnych nienawiści sformułowaniach do
męża, który ją porzucił dla innej kobiety, chociaż minęło już wiele lat
od tego wydarzenia. Tymczasem problem zdrady nie jest na ogół sprawą
jednego z małżonków, ale konsekwencją braku dialogu, braku porozumienia w
małżeństwie. Wina za zdradę obciąża obie strony. Pielęgnowanie postaw
nienawiści wynika z własnych cech osobowości, kultywowania zagrożeń
wynikających z własnej emocjonalności, wojowniczości i sekundalności,
czyli długiego i upartego pielęgnowania w sobie traumatycznych uczuć i
zdarzeń. Ekstremalnym przejawem tego zagrożenia jest spotkane
stwierdzenie: „Pan Bóg może mu i przebaczy, ale ja nie”. Pan Jezus
wyraźnie nawołuje do przebaczania sobie nawzajem (por. np. Mt 5,21–26;
Mt 7,1–2; Mt 18,21n; Łk 17,3), zaś słowa św. Pawła „Przebaczajcie sobie,
tak jak i Bóg przebaczył wam w Chrystusie” (Ef 4,32), brzmią jak
podsumowanie nauki Jezusa o przebaczeniu bliźniemu. Warto rozważyć w tym
kontekście zdradę, której się doznało.
To, że współmałżonek
zdradził i odszedł, znaczy często, że nie widział szans na pojednanie,
bo osoba, która teraz czuje się skrzywdzona, nie przejawiała wcześniej
wystarczającej woli przebaczenia, odbudowywania zaufania, dialogu.. A
jeżeli był niedojrzały emocjonalnie i osobowościowo, to znaczy, że nie
było mu dane dojrzewać w swoim środowisku rodzinnym, a później – w
małżeństwie. Trzeba zatem najpierw zobaczyć własne błędy. To może być
czasem nawet sprawa owej belki i drzazgi w oku. Może trzeba najpierw –
przebaczyć sobie, co bywa trudniejsze niż przebaczenie drugiemu.
Przebaczenie
nie oznacza zapomnienia ani usprawiedliwienia. Ono należy do porządku
miłości Boga do człowieka. „Pokochaj raz jeszcze kobietę, która innego
kocha i cudzołoży” mówił Jahwe do Ozeasza (Oz 3,1). Do zdrady i
ponownego pokochania w ludzkim porządku rzeczywistości porównywał Bóg
swoją miłość do Narodu Wybranego, który ciągle do „bogów cudzych się
zwracał”. Przebaczenie, nawet jeżeli ten drugi nie żałuje, oznacza
gotowość, jeżeli nie przyjęcia z powrotem do domu, to do nieobnoszenia
się ze swoją krzywdą. Jest przejawem przyjęcia, w sobie samym, miłości
Bożej. W sposób lapidarny ujmuje to katechizmowe „Urazy chętnie
darować”. Może czasem, by tego dokonać potrzebna będzie psychoterapia,
warsztaty, które pomogą w dojrzewaniu osobowości.(…)
Potrzeba łaski Bożej
Trudno
jest mówić o przebaczeniu bez łaski Bożej. Każda zdrada małżeńska jest
uszkodzeniem daru miłości otrzymanego od Pana Boga. Jednakże Pan Bóg
troszczy się o ten dar. Jego działanie jest bardzo konkretne. Powoduje,
że małżonkowie, a przynajmniej jedno z nich, zauważają, że coś jest
między nimi nie tak. Daje moc wyjścia z kryzysu. Przez „przypadkowe”
rozmowy, zauważone ogłoszenia, zwrócenie uwagi na książkę czy artykuł,
Pan Bóg zachęca do zatrzymania się w codziennym kołowrotku, do
uczestniczenia w rekolekcjach, do pójścia do poradni, do kapłana. Przez
głos sumienia podpowiada, jak nie brnąć dalej w ślepy zaułek seksualnego
znieczulacza z tym trzecim czy tą trzecią. Jednakże pozostawia zawsze
człowiekowi wolną wolę – to od niego zależy, czy skorzysta z tych
podpowiedzi. Czy da się wciągnąć w amok, czy nie da mu zawładnąć sobą.
Tak właśnie działa sakrament małżeństwa. To jest pomoc, którą dostaliśmy
do kochania siebie nawzajem w małżeństwie. (…)
Życie z blizną
Każda
sytuacja zdrady ma swoje indywidualne uwarunkowania w cechach
osobowości zarówno osoby zdradzonej, jak i zdradzającej. Dlatego jedyną,
uniwersalną receptą jest dialog, poprzedzony wzajemnym poznaniem swoich
osobowości. Jedno jest pewne: Zranione relacje można odbudować i więź
po zdradzie może być silniejsza, a miłość dojrzalsza.
Mąż zdradził
mnie już w pierwszym roku naszego małżeństwa – podzieliła się z nami
swoją historią Grażyna. – Nie wiedziałam, co się stało. Nagle się
dowiedziałem, że ma inną. To była jego dziewczyna sprzed czasów naszej
znajomości i naszego małżeństwa. Ale powiedział, że zerwał. Wrócił.
Bardzo dużo czasu zabrało mi pozbycie się wstrętu i nienawiści. Chyba aż
rok to trwało, ale teraz mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że
kocham męża. Teraz jestem trochę inna, bardziej stanowcza i pewna
siebie, nie tak nadskakująca jak kiedyś. Wybaczyłam mu, chociaż miałam
żal, że nie próbował rozmawiać ze mną o tym, co mu nie pasowało w naszym
małżeństwie. Nie chciał być ze mną. Po prostu odszedł, nie wyjaśniając
do dzisiaj dlaczego. Chyba mnie wtedy nie kochał. Nie rozumiem tego
nadal, ale staram się już o tym nie myśleć. Teraz Bóg zwrócił mi męża
takiego, o jakim zawsze marzyłam i jakiego zawsze pragnęłam. Teraz
rzeczywiście czuję się kochana i szczęśliwa.
– Mąż ma inną
dziewczynę – sięgam znów do korespondencji sprzed lat – i chociaż
zapewnia, że kocha nas obie i że ja jestem ważniejsza, to jednak nie
deklaruje porzucenia tamtej.
Odpisałem wtedy kilka słów zachęty do
cierpliwości i wytrwania. Po przeszło dwóch latach przyszedł kolejny
list. W wigilię Bożego Narodzenia osoba ta napisała znowu, ale jej mąż
też się podpisał. Czytałem m.in.:Byłam wtedy bardzo zagubiona i bardzo
cierpiałam (…) Potem było źle i bardzo źle jeszcze przez całe dwa lata.
Mąż na te dwa lata odszedł z domu. Potem zaczęło się pomyślniej układać.
Teraz znowu jesteśmy razem i od nowa budujemy nasze szczęście.
To
był najpiękniejszy prezent gwiazdkowy, jaki mogłem otrzymać. Później
pisali do nas jeszcze kilka razy. Przysłali swoje zdjęcie z maleńkim
synkiem.
Nie każda zdrada kończy się takim happy endem. Chociaż
każde małżeństwo ma szansę przeżyć taki happy end. Potrzebne jest do
tego rozpoznanie swoich cech osobowości, szans i zagrożeń, mocnych i
słabych stron osobowości małżonka oraz otwarcie się na łaskę Bożą,
otwarcie się na Chrystusa, który podtrzymuje i umacnia korzystanie z
mocnych stron naszej osobowości. Po zdradzie pozostanie blizna. Można z
nią żyć, ale nie należy jej rozdrapywać wypominaniem. Raczej wspólnie
wyciągnąć wnioski, by w przyszłości nie doszło znowu do poranienia. A to
wymaga wspólnego otwarcia się na nowe sposoby pielęgnowania miłości.
Warto. Tędy prowadzi droga do miłości coraz dojrzalszej.
Jerzy Grzybowski
Pierwodruk ukazał się w miesięczniku „W drodze”